piątek, 2 maja 2014

Rozdział I

Ann :

Kolejny bezsensowny dzień w moim życiu. Mamy teraz z Mario tak zwane ciche dni, tylko dlaczego to do cholery trwa już prawie miesiąc. Powinien się odezwać, a może ma już inną. Sama nie wiedziałam co myśleć, bałam się co będzie dalej. Przecież nie chciałam go stracić, dobrze wiedział jaki mam charakter, a pomimo to zakochał się we mnie. A może jemu chodziło tylko o wygląd, a teraz nie może już ze mną wytrzymać i tak po prosu odszedł. Na dodatek Anka z Robertem wyjechali do Polski, więc nie mam z kim o tym pogadać. W końcu biorę się za siebie i wstaję z łóżka. Dziś sobota, więc nie muszę iść do pracy, na całe szczęście, bo nie wiem jak w takim stanie pokazałabym się w studiu. Ślimaczym tępem ruszyłam w stronę łazienki, a gdy już się w niej znalazłam rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Po umyciu zębów i rozczesaniu włosów, ubrałam się i wyszłam z łazienki, kierując swoje kroki w stronę kuchni. Śniadanie to co zawsze, płatki musli z jogurtem naturalnym i nie słodzona kawa. Zaczęłam jeść śniadanie, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko wstałam i podeszłam do drzwi, otwierając je. Ku moim oczekiwaniom za nimi stał niezbyt wysoki, jasnowłosy mężczyzna.
- Cześć, mogę wejść ? - zapytał po chwili, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Tak jasne. - odpowiedziałam, starając się zachować kamienną twarz, co mi chyba za bardzo nie wyszło, bo najbardziej na świecie miałam ochotę teraz rzucić się chłopakowi na szyje. 
- Ja wiem, jesteś na mnie wściekła, ale może spróbujmy od nowa, co ? nie mogę bez ciebie żyć, strasznie tęsknie, dasz mi jeszcze szanse Ann ? - mówił patrząc mi w oczy. Od razu wiedziałam, że mówi prawdę, tylko czy dam radę po raz kolejny mu zaufać, przecież mnie zdradził. Na całe szczęście to pierwszy raz, no i był pijany. No ale sam fakt, że mnie zdradził, jest trudny do zmiany. Jednak za bardzo mi na nim zależy, żeby to teraz skończyć.
- No dobrze, dam ci drugą szansę Mario, ale pamiętaj, że już kolejnej nie będzie. - powiedziałam cicho i rzuciłam mu się na szyję.
- Kocham Cię Ann !. - krzyknął z radości. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na niego, po chwili zaczęliśmy się całować. Niestety musiałam przerwać te czułości, ponieważ nagle zrobiło mi się niedobrze.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho i pobiegłam do łazienki. Zaczęłam wymiotować, a w głowię kręciło mi się jeszcze bardziej. " co jest ? " pytałam siebie samą w myślach, już od kilku miesięcy, czuję się tak samo. Klęczałam w łazience opierając się o ścianę, nie miałam siły wstać. Nagle usłyszałam kroki, a chwilę później mój ukochany stał już w drzwiach. 
- Co ci jest ? - zapytał, a w jego głosie było słychać zmartwienie. 
- A bo ja wiem. - rzuciłam szybko, a po chwili wymioty powróciły.
- Masz. - powiedział, gdy przestałam i podał mi jakieś pudełko. Spojrzałam na napis " Test Ciążowy ". Na początek pomyślałam, że mój narzeczony zwariował, ale po chwili namysłu stwierdziłam, że to może być to. Mdłości, wymioty, wszystkie objawy się sprawdzają. Gdy chłopak zamkną drzwi, otworzyłam pudełko i zrobiłam test. Wynik był pozytywny. Zaczęłam piszczeć ze szczęścia. Wybiegłam z łazienki i wtuliłam się w ukochanego. Byłam najszczęśliwsza na świecie. Chociaż wiedziałam, że muszę wynik jeszcze powtórzyć, no i pójść do lekarza, ale to, że mogę być w ciąży było dla mnie wielkim szczęściem. Już od dawna chciałam zostać matką. Wiedziałam, że Mario się cieszy, było to po nim widać.
- Pozytywny ? - zapytał szczęśliwy, chyba chciał się upewnić.
- Taak ! - pisnęłam z radości. Chwilę później wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam do lekarza. Na całe szczęście, dzisiaj było wolne miejsce akurat dla mnie. Gdy się rozłączyłam usiedliśmy razem do stołu. 
- Chcesz coś zjeść kochanie ? - zapytałam, a gdy on pokiwał głową na nie, to zabrałam się za kończenie swojego śniadania. Po śniadaniu leżeliśmy na kanapie w salonie, oglądając jakąś marną komedie, która w brew pozorą była nawet śmieszna. Nie obejrzeliśmy filmu do końca, ponieważ musięliśmy jechać do lekarza. Zaczęłam ubierać buty i kurtkę, po czym wyszłam szczęśliwa z domu. Wsiadłam do czarnego samochodu Mario, czkając na niego. Kiedy tylko chłopak wszedł do pojazdu, ruszyliśmy. Niedługo potem byliśmy na miejscu. Ogromny beżowy budynek, weszliśmy do środka. Podeszłam do recepcji i odebrałam swoją kartę. Na całe szczęście w poczekalni oprócz mnie i Mario nie było nikogo. Nagle drzwi się otworzyły, a zza nich wyszła jakaś zapłakana kobieta. Od razu wiedziałam dlaczego płacze, współczułam jej, nie chciałbym się znaleźć w takiej sytuacji. Później lekarz wypowiedział moje imię i nazwisko.
- Pani Ann Brommel. - Gdy tylko to usłyszałam podniosłam się z krzesła i weszłam do gabinetu, pozostawiając Mario samego w poczekalni. 
- Dzień Dobry ! - uśmiechnęłam się do niskiego wzrostu lekarza, lekko łysawego i w okrągłych okularach na nosie. 
- Dzień Dobry ! - odpowiedział i wskazał krzesło na przeciwko jego biurka. Posłusznie usiadłam na nim i spojrzałam na lekarza. - A więc sprawdzamy, czy test mówi prawdę. - zaśmiał się i kazał mi się rozebrać do badania. Wynik badania był cudowny. Jednak test się nie mylił, byłam w ciąży z Mario, moim przyszłym mężem. Wyszłam z gabinetu prze szczęśliwa.
- Test się sprawdził, będziemy rodzicami, to 4 miesiąc. - zaśmiałam się i rzuciłam się w ramiona ukochanego.

Anka :

Podróż była bardzo męcząca. Problemy z bagażami na lotnisku, płacz Majki. Wszystko było nie tak. Na całe szczęście już jesteśmy w domu. Ogromny biały dom, dwa piętra i duży ogród z basenem. Od razu zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy, a Robert i Majka poszli grać w piłkę do ogrodu. A ja gdy skończyłam wypakowywać walizki, zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Kilkadziesiąt minut później skończyłam i zawołałam resztę mojej rodziny na posiłek. Maja nie była za bardzo zadowolona, że musi przestać grać w piłkę, ale trudno musiała się pogodzić z tym,  że nasze zdanie jest ważniejsze. To znaczy moje, Robert jej za bardzo ulega, znajomi mają rację,  że mała jest rozpieszczona. Staram się to jakoś zmienić ale to nie jest takie łatwe jak mi się wydaje. Mała ma już 3 lata powinna wiedzieć co jej wolno,  a czego nie niestety ale ona myśli że może wszystko. 
- Jak zjesz wszystko, to pójdziemy na spacer, zgoda  ? - spojrzałam na małą i delikatnie się uśmiechnęłam,  gdy ta przytaknęła głową,  na tak. Po zjedzonym obiedzie zgodnie z obietnicą, zaczęliśmy ubierać się do wyjścia. Wszystko było super, nawet zdziwiło mnie to że mała pozwala ubrać sobie,  kurtkę która jeszcze tydzień temu za wszelką cenę chciała wyrzucić do śmietnika.  Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę parku. Jednak szczęście nie potrwało za długo. Nagle Majka wyrwała się z naszych dłoni i zaczęła biec w stronę ulicy. 
- Majka stój  ! - krzyczeliśmy i usiłowaliśmy ją dogonić. Niestety na próżno. Nagle mała Lewandowska wbiegła na sam środek ulicy, a ja nie wiedziałam co zrobić, moje krzyki nie pomagały. Robert wbiegł za nią i w ostatniej chwili pociągnął na chodnik.
- Co ty robisz  ?! - krzyknął. Podeszłam i nie wiedziałam co robić, z jednej strony chciałam ją przytulić że nic jej nie jest, a z drugiej na wrzeszczec, za nieposłuszeństwo.

-

Mam nadzieje, że się spodoba, to tylko tak na początek. Od razu mówię, że z rozdziału na rozdział będzie się robiło coraz mniej kolorowo XDDDDD

Pozdrawiam ;*